Pamiętacie moją pierwszą lalę kieszonkową - Calineczkę ?
Obiecałam pokazać jej przyjaciółkę, do tej pory tego nie zrobiłam, a ona czeka cierpliwie na swój debiut blogowy ;)
Oto ona - Odetta, prosto z Jeziora Łabędziego.
Szyta, malowana akrylami.
Zdradzę, że powstała jeszcze jedna taka malusia laleczka, o której niebawem ;)
na koniec taki puchaty akcencik, Józek Brudasek, który wrócił umorusany i zmęczony z nocnego polowania
Ale urocza lalka <3
OdpowiedzUsuńCudna laleczka :)
OdpowiedzUsuńMiło mi dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńPrzeurocza;)
OdpowiedzUsuńŚliczna :)
OdpowiedzUsuńojej... jaka malutka laluszka. śliczniutka pannica:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Fajowa :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, kieszonkowa lalusia no urocza!
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam takie lalki :) szczególnie jak są takie małe :) robię troszkę inne laleczki, ale ta jest cudna :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPo prostu śliczna! Laleczka z duszą i sercem :-)
OdpowiedzUsuńCiesze się, że Wam się podoba :)
OdpowiedzUsuńLalunia cudna! no i nareszcie pana Jozka poznalam :)
OdpowiedzUsuń